niedziela, 31 marca 2013

Wiosna, wiosna! Ach to Ty?

Witam wszystkich!
Co prawda wiosny za oknem nie widać, jednakże świadomość, że to już ostatnie podrygi zimy napełniają mnie energią do działania. Niestety z moją regularnością pisania ostatnio jest kiepsko, jednakże o blogu pamiętam i nadal powoli realizuję swój cel. Jak widać Dług znacznie się zmniejszył za sprawą pokaźnego zwrotu z podatku, jaki otrzymałem. Do tego udało mi się co nieco zarobić przy naprawie komputera znajomych i zapowiada się kolejne zlecenie na stronę internetową. Podejrzewam, że za 3 miesiące będę już na czysto z moim motocyklem. Mam też olbrzymią nadzieję, że w kwietniu będę mieć możliwość po raz pierwszy się przejechać. Na chwilę obecną skupiam się na pracy oraz kanale na YT, z którego liczę, że będę mieć jakieś niewielkie dochody. Nagrywanie filmików to całkiem ciekawe zajęcie, można się sporo nauczyć i po jakimś czasie co nieco zarobić.
Tu podsyłam Wam link do kanału, który prowadzę wraz z Nomirem:
http://www.youtube.com/user/MargonemMovies/videos?flow=grid&view=0

A na koniec tego posta podrzucę pewien filmik na rozweselenie :P
Pozdrowienia!

wtorek, 5 marca 2013

Sukces i porażka parami chodzą!

Cześć!
Jak wspomniałem wczoraj, obiecałem wstawić kolejnego posta dotyczącego moich zmagań z rejestracją. Niestety, a może na szczęście żadnych przebojów już nie było. Dostałem to co chciałem, wszystko załatwione w 5 minut. Dziś przyjmowała inna pani, nieco bardziej rozgarnięta, więc mogę wnioskować, że to właśnie dlatego wszystko potoczyło się tak sprawnie - nie ubliżając oczywiście jej poprzedniczce. Rejestrację mam w teczce jak i resztę potrzebnych papierków. Wracając szczęśliwy do domu znalazłem w skrzynce awizo wyczekiwanego mikrofonu, który ma mi służyć do nagrań filmów na mój kanał na You Tube. Pełny nadziei wraz z Agą pojechaliśmy na pocztę by odstać 30 minut w kolejce [Tak! Kocham te polskie kolejki! Bez nich nasz kraj nie byłby taki sam!] i dowiedzieć się, że nie zarejestrowali zwrotu przesyłki od listonosza i mi jej nie wydadzą. "Proszę przyjść jutro" usłyszałem po czym pani subtelnie zwróciła mi wzrokiem uwagę na drzwi wyjściowe. Jak słodko. No nic, spróbuję jutro. Mam nadzieję, że go wyrwę z paszczy Poczty Polskiej. Prędko niczego taką formą wysyłki nie zamówię. No ale dość jęczenia. Pozytywnym elementem dzisiejszego dnia, jest zmniejszenie długo do 2700zł. Po odliczeniu wszystkich wydatków oddałem tyle ile mogłem, to co mi zostanie pozwoli mi przeżyć do końca miesiąca. Także kroczymy cały czas przed siebie dorzucając kolejne cegiełki do mojego planu. Na razie czekam na lepszą pogodę i może uda się w końcu dosiąść moją maszynę. Do zobaczenia przy okazji kolejnego postu!


poniedziałek, 4 marca 2013

Pierwszy dzień rejestracji.

Siemanko!
Luty okazał się jednym z najpracowitszych miesiąców, jakie przeżyłem, stąd też bardzo niska ilość postów na blogu. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że inicjatywa mi się znudziła, blog pozostanie martwy, a ja we własnym zakresie jakoś spłacę długi i nie będę się tu więcej produkował. Otóż nic bardziej mylnego! Wiosna za pasem, niedługo mija ustawowy termin miesiąca czasu, który mam na przerejestrowanie Hondy. Dziś byłem w urzędzie, odczekałem 4 razy dość długą kolejkę i wyszedłem z niczym :(
Historia idealnie obrazuje w jaki sposób funkcjonują nasze urzędy. A wszystko zaczęło się tak:
Przyjeżdżam do miasta pełny nadziei, że sprawę uda się załatwić jedną wizytą w wydziale komunikacji. Poszukuję z Agawą miejsca parkingowego, co po jakichś 15 minutach zaczyna graniczyć z cudem. Nasze biedne społeczeństwo imponuje mi ilością samochodów, które są zaparkowane dosłownie na każdym kroku. Wzdycham do swojej partnerki i zaczynamy powolny objazd ulic w okolicach centrum. O parkowaniu w ścisłym centrum nawet nie marzę. Gdy już tracimy nadzieję trafiamy jakimś cudem na wolne miejsce parkingowe. Jest! Pierwszy krok milowy został wykonany. Zostało tylko przemieścić się do urzędu i liczyć, że nie będzie kolejek. Nic bardziej mylnego, na szczęście kolejka nie była ogromna, więc postanowiłem spróbować. Gdy odstałem swoje i podszedłem do biurka pani urzędniczki tłumacząc, że ja po raz pierwszy, nie wiem co mam robić, ta kazała mi wyjść i wypełnić wniosek, którego formularze znajdują się na korytarzu, na półce. Ok, damy radę - myślę sobie. Wychodzę, bierzemy wniosek, przy pomocy Agawy jakoś go wypełniam i stoję po raz drugi w kolejce. Gdy w końcu wchodzę do magicznego pokoju, dowiaduję się, że na fakturze zakupu powinno być skreślone słowo marża - Ok, mówię, po czym wyciągam długopis. - Ale nie przez pana tylko przez sprzedawcę! Nóż mi się otwiera w kieszeni, sprzedawca jest  z Białej Podlaskiej, nie będę jechać 70 km w jedną stronę po to, żeby mi skreślił jakieś głupie słowo na fakturze. Pani sprawdzając dokumenty szuka jeszcze jakichś problemów twierdząc, że liczba 11 nie jest podobna do jedenastki. Nosz... Jeszcze mi brakuje tego, żeby papiery się nie zgadzały. Przełykam ślinę i grzecznie pytam z fałszywym uśmiechem na twarzy - co w tej sytuacji mogę zrobić. Pani, która przed chwilą skończyła ustawiać jogurciki na swoim biurku za stertą dokumentów stwierdza, że zapyta się koleżanki.
- Jadzia! Ta jedenastka podobna jest Twoim zdaniem do jedenastki?! Woła do sąsiadki z biurka obok - Może być, odpowiada Jadzia i zajmuje się swoją robotą. Ok, mamy jeden problem z głowy. Kombinuję więc co zrobić z tym słowem do skreślenia. Stwierdzam, że zrobię to na korytarzu i wrócę po godzinie dla niepoznaki. Ale cud, pani stwierdza, że jak mam niebieski długopis, to muszę w cytuję 'inteligentny krzywy sposób' skreślić to słowo. Rysuję linię bez wahania, pani stwierdza, że krzywa linia jest bardzo profesjonalna. Sprawa papierów jest za nami. Ufff, w końcu. Jeszcze tylko opłacić rachunek i można spadać. Robię to czym prędzej, po uiszczeniu opłaty zauważam, że kolejka urosła dwukrotnie. Zaczynam się denerwować, ale stoję, bo co robić. W akcie desperacji podchodze do pierwszej osoby i pytam, czy mogę wejść, rzucić ten dowód zapłaty i już wychodzę. Zanim miły pan zdążył mi odpowiedzieć, z pokoju wyszła pani, która zajmowała się moją sprawą. Po rzuceniu na mnie zdziwionego spojrzenia, stwierdziła, że po co stoję, powinienem wejść. Dobra, wchodzę. Zostawiam kwitek i wszystkie papiery po czym odwiaduję się, że nowej tablicy nie dostanę, muszę przyjść jutro. Bosko! Trudno, spadam do domu, nic więcej nie wskóram, wszystkich przepisują na następny dzień. Skoczę jeszcze do urzędu po pity i wracam do domu. Pakując formularze do teczki zauważam, że jest tam stara tablica rejestracyjna. No nie... Myśl o ponownym staniu w kolejce przyprawia mnie o mdłości. Ale co robić. Nie chcę przyjechać jutro i dowiedzieć się, że nie dostanę swojej upragnionej tablicy bo nie oddałem dzień wcześniej starej. Wchodzę do mrocznego korytarza, kolejka puchnie. Ale czuję, że dam radę. To ostatni raz. Jutro będzie lepiej. Na szczęście pofarciło mi się po raz drugi. Znowu wyszła ta sama pani, zapytałem czy tablicy nie powinienem dziś oddać. Spojrzała na mnie jak celnik na potencjalnego przemytnika po czym złapała łapczywie tablicę i poszła. Na dziś to chyba koniec problemów, mam nadzieję, że jutro takich przebojów mieć nie będę. Skrobnę coś jeszcze jutro - może dokończę fabułę tej komedii pt. rejestracja motocykla. Oby wszystko zakończyło się happy endem.
Pozdrowienia!